
Moimi ostatnimi punktami wycieczki po wschodnim wybrzeżu Kanady były Halifax w prowincji Nowa Szkocja oraz Saint John w Nowym Brunszwiku. Na wstępie muszę przyznać, że o ile Halifax był strzałem w dziesiątkę, niestety wizyta w Saint John bez samochodu nie jest najlepszym pomysłem. Większość najpiękniejszych i interesujących miejsc znajduje się poza miastem, a dojazd do nich transportem publicznym jest praktycznie niemożliwy. Dlatego jeśli myślicie o odkrywaniu Nowego Brunszwiku, koniecznie rozważcie wynajęcie samochodu jeśli nie podróżujecie swoim.
Halifax.
Podróż autobusem z Charlottetown do Halifaxu zajęła około 5 godzin z jedną krótką przesiadką w Amherst. Koszt biletu to niecałe 70CAD (Maritime Bus).
Zatrzymałam się w HI Halifax International Hostel i po raz kolejny miejsce należące do sieci HI Hostels okazało się trafnym wyborem. Za trzy noce w pokoju dzielonym zapłaciłam 110CAD.
Zatrzymując się w tym hostelu miałam niesamowite szczęście poznać ludzi, z którymi spędziłam większość czasu, wspólnie zwiedzając Halifax. Tak jak już wspominałam wcześniej, podróżowanie w pojedynkę niesie ze sobą wiele okazji do poznawania nowych, interesujących ludzi.
Halifax przywitał mnie oczywiście deszczowo. Nie byłam zdziwiona biorąc pod uwagę, że w tym mieście średnio połowę dni w roku pada deszcz. Jednak to nie tylko deszcz przykuł moją uwagę. To miasto było niezwykle spokojne. Niby rozbudowane i nieco bardziej wielkomiastowe niż Charlottetown, ale mimo to czułam jakby czas się w nim zatrzymał. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
Pierwsze co zrobiłam po zakwaterowaniu się w hostelu to wybrałam się na spacer wzdłuż Halifax Waterfront i mimo siąpiącego deszczu, spacer w takich okolicznościach miał swój urok.
Będąc w okolicy Watefront warto wstąpić do Pier 21, czyli kanadyjskiego muzeum emigracji. To tutaj aż do 1971 roku przybijały statki z emigrantami na pokładzie. To w tym miejscu przechodzili oni kwarantannę, a następnie byli rozsyłani po całej Kanadzie.
Koszt wstępu do muzeum dla osoby dorosłej to 13CAD.
Ciekawostka: po wojnie duży odsetek emigrantów stanowiły kobiety, które zakochane w żołnierzach służących na europejskich frontach, przypłynęły do Kraju Klonowego Liścia za ukochanymi.
Będąc przy wybrzeżu warto przepłynąć się statkiem z portu w Halifax (Alderney Ferry) do centrum Dartmouth. W trakcie krótkiej podróży można podziwiać całkiem niezły widok na Waterfront Halifax. Cena biletu to 2.50CAD w jedną stronę.
Będąc po drugiej stronie brzegu, w Dartmouth warto wybrać się do The Alderney Landing Market, który znajduje się tuż przy terminalu. Oprócz stałych straganów z lokalnymi dobrociami, w weekendy możecie trafić na Farmers Market. Poza tym jeśli nie macie w planach zagłębiać się dalej w miasto, warto poświęcić, krótką chwilę na Ferry Terminal Park, który również znajduje się zaledwie kilka kroków od portu. Polecam wybrać się tam rano, po drodze kupić pyszną kawę w lokalnej kawiarni i usiąść na ławce w parku z widokiem na miasto Halifax.

Koniecznie wybierzcie się na spacer w kierunku Halifax Citadel National Historic Site, z którego rozpościera się widok na centrum miasta. Jeśli pogoda jest ładna to zachód słońca z tego miejsca robi wrażenie. Poza tym oczywiście biorąc pod uwagę historyczne znaczenie tego miejsca, warto wybrać się na małe zwiedzanie – wokół, ale również i w środku. XIX wieczne fortyfikacje, wybudowane przez Brytyjczyków na wzgórzu, po dziś dzień odwiedzają liczne rzesze turystów.

Będąc w okolicach fortu, warto odwiedzić również Public Gardens.
Dla tych, którzy szukają spokojnego miejsca do odpoczynku z dala od turystów polecam Chocolate Lake. Znajduje się ono około 5-6km od centrum Halifax i bez problemu można się tam dostać na rowerze!
Uwaga, wskazówka! W Halifax możecie wypożyczyć rowery totalnie za FREE! Emera Oval oferuje wynajem rowerów, rolek oraz innego sprzętu za darmo. Jedynym warunkiem jest pozostawienie swojego dowodu tożsamości (ID, paszport, prawo jazdy) na czas wynajmu.
Pisząc o mieście Halifax trudno nie wspomnieć o tragedii, która wydarzyła się w 1917 roku i odcisnęła piętno na mieszkańcach tego atlantyckiego miasta. 6 grudnia w Zatoce Bedford Basin zderzyły się: francuski frachtowiec, po brzegi wyładowany materiałami wybuchowymi oraz belgijski statek. 20 minut po zderzeniu nastąpił wybuch, który pozbawił życia około 2 tysięcy ludzi, ranił 9 tysięcy, a 600 odniosło obrażenia oczu. W promieniu 800 metrów wszystkie zabudowania zostały dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi.
To bardzo smutne wydarzenie, jednak warto o nim wiedzieć wybierając się do Halifax. Spacerując ulicami tego miasta można wyczuć, że ta tragedia jest wciąż żywa wśród jego mieszkańców.
To również tutaj, w Halifax zostało pochowanych 150 ofiar katastrofy Titanica, który zatonął „zaledwie” 700 mil od brzegu miasta.
Peggy’s Cove.
Przyszedł czas na moje drugie ulubione (zaraz po Wyspie Księcia Edwarda) miejsce we wschodniej części Kanady, czyli Peggy’s Cove. Większość z Was może już kojarzyć to miejsce, bo jest iście pocztówkowe.

Latarnia w Peggy’s Cove jest najbardziej fotografowaną latarnią morską w Nowej Szkocji. Jej oryginalna drewniana wersja powstała w 1868 roku i kiedy ta została zatopiona, na jej miejsce wybudowano w 1915 roku tę oto znaną nam ze zdjęć.
Fenomenem tej latarni wzniesionej na granitowych głazach jest to, że nie trzeba mieć talentu fotograficznego, świetnego sprzętu i pół dnia zdjęciowego, by uwiecznić to cudo. Jej malownicze położenie robi robotę i trudno jest o złe ujęcie.
Jednak Peggy’s Cove to nie tylko latarnia morska. To przede wszystkim urocza, malutka wioska rybacka. Można ją spokojnie obejść w 20 minut, ale zauroczeni pięknem tego miejsca możecie spędzić tam dużo więcej czasu. Proste, kolorowe domki, rozrzucone sieci rybackie i łódki na brzegach proszą się o chwilę uwagi i tylko czekają by uchwycić je w kadrze.
Na przestrzeni lat wioska ta była w stanie zachować swój surowy, oryginalny charakter dzięki bardzo zaostrzonym przepisom regulującym zakup domu, gruntu i osiedlenie się. Dla osoby z zewnątrz jest to praktycznie niemożliwe, a wioskę zamieszkują rodziny, które mają tutaj swoje korzenie.
Jeśli nie podróżujecie samochodem, do Peggy’s Cove dotrzeć możecie autobusem wycieczkowym z Halifax. Koszt to 59CAD. Więcej informacji znajdziecie tutaj.
Saint John.
Po niezapomnianej wizycie w Nowej Szkocji przyszedł czas na krótką wizytę w Nowym Brunszwiku, a konkretniej w Saint John. Podróż autobusem z Halifaxu zajęła około 5 godzin i kosztowała mnie 80CAD (znowu Maritime Bus).
Zatrzymałam się w maluteńkim Newman House Hostel, który oferował najtańszy nocleg jaki udało mi się znaleźć w centrum miasta. Za dwie noce w pokoju dzielonym zapłaciłam 60CAD. Jednak miałam to szczęście , że oprócz mnie nikt inny w tym pokoju się nie zameldował, więc miałam go tylko dla siebie. Generalnie hostel ten nie był bardzo zły, ale też nie zaliczyłabym go do moich ulubionych. W skali 1 do 10, oceniłabym go na 5.
Już po kilku godzinach pobytu w Saint John wiedziałam, że popełniłam błąd zatrzymując się tam na trzy dni. To było zdecydowanie za dużo jeśli nie posiada się samochodu. Na miejsce dotarłam w niedzielę i większość sklepów oraz restauracji zastałam zamkniętych. Głodna i spragniona skierowałam swoje kroki do Tim Hortons i słowo daję, nigdy kawa, kanapka oraz zupa z tej sieciówki nie smakowały mi tak bardzo. Najedzona i optymistycznie nastawiona ruszyłam w miasto, by nie tracić cennego czasu. No cóż, mój zapał zgasł gdy zorientowałam się, że w ciągu godziny zobaczyłam w zasadzie wszystko co można było zobaczyć w tym mieście.
Rzeźby Johna Hooper.
Prace kanadyjskiego rzeźbiarza można znaleźć w wielu miejscach w Kanadzie oraz na świecie. Te w Saint John zostały wystawione w 1984 roku i po dziś dzień cieszą oczy mieszkańców oraz turystów.
Reversing Rapids, czyli miejsce gdzie prąd rzeki St. John zawraca i ponownie wpada do Zatoki Fundy to punkt, który warto zobaczyć będąc w Saint John. Żeby sprawdzić w jakich godzinach najlepiej zaobserwować to zjawisko zajrzyjcie tutaj. Za 15CAD możecie wejść na tzw. skywalk, czyli obserwatorium, z którego dzięki szklanej podłodze możecie oglądać zjawisko w pełnej okazałości.
Saint John City Market to jedyny market w mieście. Można zaopatrzyć się tam w żywność prosto od kanadyjskich farmerów i produkty ręcznej roboty od lokalnych artystów. Dzięki temu, że w mieście nie ma drugiego takiego miejsca, market ten jest unikalny nie tylko dla turystów, ale również i dla mieszkańców.

Jeśli szukacie ciszy, zieleni i wody to Rockwood Park jest miejscem wartym uwagi. Szczególnie polecam Lily Lake, które znajduje się tuż na krawędzi parku, od strony miasta.
Mimo, że Saint John mnie rozczarowało, nie wykluczam ponownej wizyty w tym mieście. Następnym razem jednak upewnię się, że wybiorę się tam samochodem, by w pełni odkryć uroki Nowego Brunszwiku. W końcu Zatoka Fundy to jedno z najpiękniejszych miejsc w całej Kanadzie i nie spocznę dopóki nie zobaczę Hopewell Rocks.
Moje niezadowolenie mogło również wynikać ze zmęczenia. Saint John było moim ostatnim przystankiem podróży po wschodnim wybrzeżu Kanady. Dwa tygodnie spania w hostelach, wielogodzinnych podróżach autobusami oraz bardzo intensywnym zwiedzaniu myślę, że dopadło mnie też zmęczenie materiału i ciężko było zadowolić moje oczekiwania.
Do Toronto wróciłam samolotem. Lot Air Canada kosztował mnie nieco ponad 200CAD.
Kolejny etap mojego poznawania Kanady to 3 dniowa podróż pociągiem z Toronto (Ontario) do Jasper (Alberta)!
Przepiękny wpis, bardzo interesujący, świetne zdjęcia.
Aż chce się więcej! 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuje bardzo:)
PolubieniePolubienie