
Ostatnim przystankiem mojej (wtedy jeszcze myślałam, że pożegnalnej) podróży po Kanadzie było Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej. Wcześniej słyszałam tak wiele pozytywnych opinii na temat tego miejsca, że przysłowiowa poprzeczka została postawiona dość wysoko. Na szczęście Vancouver mnie nie rozczarowało.
Tym razem jako środek transportu wybraliśmy autobus. Bilet na trasie Jasper – Vancouver kosztował nas 120CAD (od osoby), a sama podróż trwała 12 godzin, wliczając dwugodzinną przesiadkę w Kamloops. Zapewne podróż pociągiem jest dużo bardziej atrakcyjniejsza, pozwala na przyjemniejszą, dużo wolniejszą obserwację trasy i zachwycanie się widokami, ale podróż autobusem mimo, że mniej wygodna nie pozostaje daleko w tyle.
Do Vancouver dotarliśmy późny popołudniem, dlatego tego dnia odpuściliśmy zwiedzanie i postawiliśmy jedynie na wieczorny spacer po okolicy oraz kolację. Naszym celem było naładowanie baterii na następne dwa dni.
Zatrzymaliśmy się w The Buchan Hotel, który znajdował w bliskiej odległości do Stanley Park, a także English Bay. Za trzy noce zapłaciliśmy 345CAD, czyli całkiem przyzwoicie. Całościowo hotel był bardzo w porządku, a dobra lokalizacja była dodatkowym atutem. Oceniłabym go 8/10.
Granville Island
Przed naszą podróżą zapytaliśmy osobę, która wcześniej przez jakiś czas mieszkała w Vancouver jakie miejsce jest jej zdaniem totalnym must see. Usłyszeliśmy: Granville Island. I to był strzał w dziesiątkę.
Jeśli lubicie dobre jedzonko, unikatowe sklepy, pyszne jedzenie, muzykę i lokalne piwo to jest to również i Wasz must see w Vancouver. My się kompletnie zauroczyliśmy.
Dotrzeć tam możecie zarówno pieszo (tak jak my), samochodem, autobusem lub aquabusem (więcej możecie znaleźć tutaj).




Gastown
Dzielnica Vancouver, która zaraz po Granville Island spodobała nam się najbardziej to Gastown, czyli najstarsza cześć miasta. Gastown przepełnione jest interesującymi butikami, restauracjami oraz kawiarniami. Może spodobało mi się tam tak bardzo dlatego, że jego wiktoriańskie budynki przypominają te europejskie, a przecież wszystko to co przypomina dom na emigracji jest wspaniałe. Zgodzicie się ze mną?
Bezsprzeczną atrakcją numer jeden w Gastown jest Steam Clock, czyli zegar parowy. Zaprojektowany oraz skonstruowany przez Raymonda Saundersa w 1977 roku zegar ten jest uznawany za jeden z najstarszych tego typu na świecie. Co 15 minut turyści mogą posłuchać wydobywającej się z niego muzyki oraz obserwować unoszące się obłoki pary.



English Bay
Będąc w Vancouver polecam wybrać się na spacer po English Bay. Podczas spaceru Waszą uwagę z pewnością przykuje Inukshuk, który widnieje na wielu pocztówkach z Vancouver. A co to takiego? Jest to kamienna rzeźba stworzona przez Alvina Kanaka i postawiona w zatoce w 1987 roku. Inukshuki, czyli „kamienni ludzie” stawiani byli przez Inuitów, w celach nawigacyjnych i informacyjnych. Inukshuki miały wskazywać drogę plemionom w czasie polowań oraz informować ich o niebezpieczeństwach.


Stanley Park
Na zwiedzanie Stanley Park zdecydowanie polecamy wynająć rowery. Oczywiście, jeśli macie więcej czasu niż my i bardzo długie spacery Wam nie straszne to nic nie stoi na przeszkodzie, by pokonać go pieszo. Jednak rowery dają tę swobodę zatrzymywania się we wszystkich tych miejscach, które przypadły nam do gustu i zrobienia miliona zdjęć bez presji czasu. Zresztą Ci którzy lubią jazdę na rowerach z pewnością docenią nadbrzeżne ścieżki rowerowe.



Kitsilano Beach
Ta plaża bardzo często porównywana jest do plaż w Los Angeles. Dlaczego? Nie mam pojęcia! Może ktoś z Was wie? Dajcie znać.
Mimo, że nie widziałam w Kitsilano Beach żadnego podobieństwa do kalifornijskich plaż, jest to zdecydowanie jedna z przyjemniejszych miejskich plaż, na której byłam. Rozpościera się z niej piękny widok na English Bay oraz Stanley Park.
Dr. Sun Yat-Sen Chinese Garden
Do tego ogrodu botanicznego wybraliśmy się tylko dlatego, że znajdował się w większości przewodników po Vancouver. I powiem tak: jest to bardzo przyjemne miejsce, warte odwiedzenia jeśli w Vancouver mieszkacie lub przyjechaliście tam na dłuższy wypoczynek. Ale jeśli spędzacie tam jednie 2-3 dni, nie zawracałabym sobie nim głowy. Ciekawy fakt o tym miejscu jest taki, że ten chiński ogród był pierwszym na świecie tego typu miejscem stworzonym poza Chinami.
I trochę więcej zdjęć:









Do Toronto wróciliśmy samolotem, korzystając z linii WestJet.
Podsumowując, cała moja podróż przez Kanadę była niesamowitym przeżyciem. Udało mi się troszeczkę bardziej zrozumieć Kanadę i stworzyć sobie jej lepszy obraz nie tylko bazując na Toronto, ale i innych częściach tego ogromnego kraju. To nie jest tak, że odbyłam tę podróż i wszystko co zobaczyć miałam już zobaczyłam. Wręcz przeciwnie. To był tylko przedsmak tego co ten kraj ma do zaoferowania. Chcę więcej, bo przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia, prawda?
Do każdego z odwiedzonych miejsc wróciłabym bez mrugnięcia okiem, gdyby tylko nadarzyła się taka okazja, bo wszystkie były piękne i wyjątkowe, każde na swój własny sposób. Ale gdyby ktoś zapytał mnie, które miejsce szczególnie przypadło mi do gustu, bez zastanowienia powiedziałabym, że jest to Wyspa Księcia Edwarda. W tym miejscu zakochałam się jeszcze zanim je odwiedziłam. Nie rozczarowało mnie ono ani odrobinę. Cisza, życie wolniej płynące i przepiękne krajobrazy skradły moje serce na dobre. Także Wyspie Księcia Edwarda zdecydowanie nie powiedziałam „do widzenia”. To było 100 procentowe: „do zobaczenia następnym razem”. Może już niebawem!